Fazy wzburzenia morza i brak błędów

Miałam taki plan, żeby napisać post o komunikacji, która może wspierać porozumienie i budowanie relacji. Jednak przyznam, że ostatnio sama zaliczyłam kilka razy taki sposób komunikacji z moją rodziną, który jest antywzorem i byłabym nieautentyczna publikując teraz tamten wpis. W związku z tym będzie o błędach, o tym, jak się na nich uczyć… a w zasadzie to nawet o tym, że nigdy nie popełniamy błędów, możemy za to coraz bardziej świadomie kierować swoim życiem. 

Myśląc w kategorii „popełniłam błąd” i pamiętając co i w jaki sposób mówiłam ostatnio do moich bliskich, mogłabym teraz schować się głęboko pod kołdrę pielęgnując poczucie winy. Owszem, prawdą jest, że trochę czasu mi towarzyszyło, przyklejone do mojej nogi. Jednak Porozumienie Bez Przemocy pokazuje mi, że poczucie winy nie sprzyja życiu. Rosenberg mówił, że „nikt nigdy nie popełnił błędu, ani nikt nigdy w przyszłości błędu nie popełni”.  To nie znaczy, że zawsze robimy dobrze, że wybieramy zachowania, które nam i innym służą. To nie znaczy, że to, co mówiłam do moich bliskich, było dobre. Wiem, że to nie była droga, którą chcę świadomie iść. Jednocześnie w tamtym momencie była jedyną drogą jaką byłam w stanie wybrać. Mogę się zasmucić tym faktem, jednocześnie samo przyrzekanie sobie „nigdy więcej” nie da mi gwarancji, że nigdy więcej tak nie będzie. O powtórkę zadba biologia układu nerwowego. To, co mogę zrobić teraz, to przyjrzeć się, dlaczego poszłam właśnie taką drogą. Dlaczego nie byłam w stanie pójść inną? A także zastanowić się, co może mi pomóc, żeby następnym razem sytuacja potoczyła się inaczej, w sposób bardziej sprzyjający życiu.

Przy okazji tych refleksji, przyszła mi do głowy pewna metafora. Punktem wyjścia jest model stref regulacji Siegela i Bryson. Mówi on o różnych strefach pobudzenia: strefie zielonej, w której mamy dostęp do naszych zasobów, nasze umiejętności przewyższają wymagania sytuacji i nawet, gdy spotyka nas coś trudnego, to jesteśmy w stanie świadomie czerpać z naszych umiejętności, aby rozwiązać tą sytuację,  strefie czerwonej – gdy sytuacja staje się na tyle trudna, że nasz system nerwowy przechodzi w stan walki, tracimy kontakt z racjonalnym myśleniem, a zaczynają nami kierować emocje i instynkt przetrwania, oraz strefie niebieskiej, gdy sytuacja jest na tyle trudna, że nasz organizm zamiast walczyć, wycofuje się . (Trochę więcej przeczytać o tym można np. tutaj: http://bliskodzieci.pl/zielona-czerwona-czy-niebieska/)

Wyobraziłam sobie ostatnio te strefy jako ocean – tam, gdzie jesteśmy w równowadze i pełni zasobów, wyobrażam sobie spokojne morze.  Tam, gdzie sytuacja przerasta nasze możliwości – wyobraziłam sobie sztorm i duże fale wzburzonych emocji, które zalewają pokład statku. Gdy pływamy po spokojnym morzu, zwykle zanim znajdziemy się w burzy, trzeba przebyć pewną drogą, widać, że pogoda się zmienia, jednak czasem możemy natknąć się na wystającą skałę albo wir wodny. Zasadniczo warunki są dość sprzyjające, jednak to jak sobie z nią poradzimy zależy od naszych umiejętności żeglowania i od tego, jak duża jest to przeszkoda. Czasem, mimo dobrej pogody, może nas takie zderzenie mocno poturbować i wyciągnąć w strefę, w której trudniej sobie poradzić z problemami – gdzie morze naszych emocji jest bardziej wzburzone a my mamy mniej dostępu do swoich umiejętności albo te umiejętności nie są wystraczające.

Ja ostatnio doświadczam tego, że pływając po takim spokojnym morzu nagle wyrastają przede mną skały, czy może góry lodowe, jak przed Titanic’iem, które konfrontują mnie z trudnymi rzeczami, tymi, których jeszcze nie zaopiekowałam i w zaskakujący czasem sposób, jakby „na skróty” wyciągają do strefy burzowej. A będąc tam generalnie trudno jest stosować komunikaty sprzyjające budowaniu relacji – liczy się walka o życie. Trochę o tym jest dla mnie codzienność w czasach pandemii – ta inna rzeczywistość zagęszcza ilość skał, wirów i gór lodowych, które bez pandemii też by były, jednak kawałek morza po którym pływam, zmniejszył się, a ilość przeszkód pozostała taka sama. Postrzegam to jako wyzwanie, a jednocześnie pewną szansę.  

Jestem głęboko przekonana, że warto dbać o siebie na co dzień, żeby pływać jednak po jak najmniej wzburzonym morzu. Jednocześnie uważam, że warto też uczyć się jak zauważać swoje góry lodowe, skały i wiry, żeby umieć je albo ominąć, albo przygotować się zawczasu na to spotkanie.

Jak je zauważać?

Mi pomaga przeanalizowanie sytuacji na spokojnie, gdy sytuacja już się trochę uspokoi. Zadaję sobie wtedy pytania, zgodnie z krokami NVC:

  • Co się wydarzyło? Co ktoś powiedział, zrobił, co było dla mnie „skałą” na morzu?
  • Jakie myśli pojawiły się wtedy w mojej głowie?
  • Jakie pojawiły się we mnie emocje?
  • O jakich MOICH potrzebach to było?

Dzięki temu łatwiej mi zobaczyć następnym razem, że zbliża się trudność (przypomnieć sobie, że te konkretne słowa, ta sytuacja itd. są dla mnie skałą – wyzwalaczem moich myśli i emocji). Mogę jej unikać, nie płynąć w tamten rejon, gdzie się znajduje, żeby na nią nie wpaść. Czasem to najlepsza strategia na dany moment.

Mogę też zadbać o zwiększenie moich umiejętności żeglarskich i zaufać, że dam radę ją ominąć, nawet gdy pojawi się tuż przede mną, gdy podpłynę blisko.

Co więcej, mogę specjalnie podpłynąć, żeby się jej poprzyglądać. To trudniejsza droga. W podążaniu nią pomaga następujące pytanie:

  • Jak JA inaczej mogę zadbać o te MOJE potrzeby? Skoro wpadam na tą skałę,  znaczy, że ona jest ważna i mówi mi coś o MNIE. Jak mogę się zatroszczyć o to, co mi pokazuje?
  • Mogę  też równocześnie zastanowić się, co inaczej zrobić następnym razem, żeby spotkanie z tym miejscem skończyło się bezboleśnie.

To, co ważne, to, że takiej analizy nie sposób zrobić, gdy już roztrzaskujemy się o przeszkodę i lecimy głową w dół na falach emocji. Czas na analizę i naukę żeglowania jest wtedy, gdy spokojnie pływamy blisko portu. Czasem potrzebna jest do tego czyjaś pomoc, kogoś, kto zna się na żeglowaniu i pokaże jak czytać mapę morza. Czasem potrzebna jest czyjaś pomoc w ogóle po to, żeby trafić w okolice portu, gdzie można poczuć się bezpieczniej – bo tylko wtedy możliwy jest rozwój (o tym więcej pisała Agnieszka Stein: https://www.facebook.com/search/top/?q=agnieszka%20stein%20strefy%20regulacji&epa=SEARCH_BOX)

Ciekawa jestem, czy ta metafora jest dla Was przydatna? Widzicie jej odzwierciedlenie w swoim życiu